środa, 21 września 2011

Nie patrz na to, co widzisz

Dzisiejszy post proszę potraktować z kamienną powagą. Załączone opowiadanie oczywiście też. Docenię powagę posągową, a co najmniej biskupią. Albowiem post traktuje o rzeczach dramatycznie poważnych. O tym, co się takiego widzi, że się tak krzyczy. A co czyni krzyk niepowstrzymanej zgrozy i histerii? Właśnie - ilu ludzi (o zwierzętach mniej się słyszy) trafia cokolwiek omyłkowo i pochopnie do pensjonatów psychiatrycznych? Słyszałem o wielu takich dramatycznych przypadkach. Serio. A mam psychologów w rodzinie i psychiatrów pośród wrogów.
Znam także doktora Setha i doktora Marcela.
I ONO Socjopatyczne znam.
A takie znajomości przynoszą informacje, raporty z pierwszej, a przynajmniej trzeciej ręki.
Ludzie są wbrew swej stanowczo wykrzyczanej woli krępowani kaftanami i uwożeni sanitarkami za mury pruskie. Zza których prawdopodobieństwo wyjścia jest wielkie. Równie wielkie jak wizyta Doroty, Oza i drobiowej Billiny w bunkrach kętrzyńskich.
Za murami pruskimi stoją gmachy lecznicze - tyle, że metody tego leczenia też są bardzo pruskie.
A dlaczego owych nieszczęśników, jakoby chorych, uwozi się i psychoterroryzuje?
Ponieważ oni widzieli.
Lekarze będą naturalnie twierdzić, że im się zdawało, uroiło, wymamiło, wymodelinowało, wycieniło, wynietoperzyło... Że po prostu padł mózg i nastały iluzje, hologramy i głosy...
Ale prawda jest taka, że ci biedacy, niesłusznie wzięci za szaleńców, widzieli to naprawdę...
Co widzieli? Nic, co nie stanowiłoby zwyczajowego składnika ludzkiej cywilizacji od wieków.
UFO, spodki Hitlera, niszczyciel lorda Vadera, Szaraków tnących krowę w pasy, chupacabrę wysysającą kozła, diabła wciągającego dziewicę pod plandekę nysy, Fantomasa strzelającego gwoździami stolarskimi z palca... Jak rzekłem, nic szczególnego.
O ile pominąć zdanie lekarzy. Bo ci twierdzą, że takich rzeczy nie ma, że to halucynacje, głosy, balon meteorologiczny, szelest łopianu, łoskot trzepanego dywany i takie tam.
I biorą delikwenta na leczenie.
Za mury pruskie.
Co zrobić, by tego uniknąć?
Są dwie skuteczne, jedyne zresztą metody.
Po pierwsze: metoda Wapiennego Konfucjusza. Otóż, cokolwiek ujrzysz, choćby był to zagon tatarski szarżujący na wieżowiec Polsatu, zachowaj wapienną twarz Konfucjusza. Nie tego żywego - on na pewno mrugał czasem, może i usta do krzyku otwierał. Tego wapiennego. Z wapienia.
Niewzruszenie sprawi, że sanitarka nie zostanie przez świadków wezwana. Jeśli zaś krzyk mimowolnie się z krtani Twej, biedaku, wyrwie, naprędce ziewnij, zamrucz, podrap się po brodzie, popraw kołnierz, zanuć przebój Skaldów, potocz wokół znudzonym spojrzeniem bibliotekarza wepchniętego do huty. To odepchnie podejrzenia i rozwieje zagrożenie.
O ile w pobliżu nie będzie doktora Setha - tego ciężko zwieść i nie zwykł odpuszczać. Zresztą wstępnej, grzecznościowej operacji dokonuje już na miejscu. Wszelkimi dostępnymi narzędziami.
Zazwyczaj usypia krawężnikiem i operuje z filipińska.
Sposób Wapiennego Konfucjusza nie jest, jak widzimy, stu%owo niezawodny. Dlatego warto rozważyć metodę drugą: unikanie specyficznych pozycji ciała. Wszelkiej gimnastyki, akrobatyki, capoeiry, zwisania głową w dół, zwisania głową w górę, schylania się (nawet po banknot dwustuzłotowy!), kręcenia głową z dezaprobatą czy urzeczeniem... Bo i to sprowadza niebezpieczeństwo. Tylko metoda Marsz Robocopa zabezpieczy przed ujrzeniem rzeczy niepożądanych. Marsz Robocopa: sztywny, maszynowy, niepowstrzymany, dynamiczny i na wpół ślepy chód wprost przed siebie, nawet, gdy wypada skręcić...
Zignorowanie metod Wapiennego Konfucjusza i Marszu Robocopa może przynieść opłakana skutki.
Wokół nas dzieją się zjawiska, o których filozofom się nie śniło, natomiast psychiatrom się marzyło...
Trzymajcie się wskazanych metod, a przed każdym wyjściem z domu stańcie przed lustrem i powtórzcie jedynie słuszną mantrę:
Nie patrz na to, co widzisz.
A może nie zdarzy się Wam to, co zdarzyło się Mariuszowi.


Próba ostrzeżenia

Mariusz odkrył to przypadkiem. Ot, machinalnie zastosował układ ciała.
Są różne układy ciała. Na przykład znana z jogi pozycja Adho Mukha Svanasana odświeża umysł, dotlenia mózg, uspokaja serce i rozciąga mięśnie kończyn i pleców. Pozycja Śpiącego Żółwia z Tai-Chi rozciąga i odpręża odcinek lędźwiowy kręgosłupa kobietom w zaawansowanej ciąży. Z kolei znana w gimnastyce runicznej pozycja gebo ułatwia zjednoczenie z energią kosmosu i wprowadza równowagę między żeńską i męską energią.
Tak, wiele jest układów ciała, znanych z dobroczynnego działania.
Tymczasem Mariusz – zupełnie przypadkowo i bezwiednie - zastosował inny, całkowicie nieznany układ. Otóż palec serdeczny lewej dłoni ugiął pod kątem 45 stopni, palcem wskazującym wymierzył w Syriusz, a kciukiem prawej dłoni pokazywał północny zachód – przy czym lewa ręka wzniesiona była sztywno w bok jak u stracha na wróble, a druga ugięta i wsparta łokciem na karku. Mariusz siedział przy tym na niewidzialnym krześle, ugiąwszy lewą nogę w kolanie, podczas gdy prawą trzymał sztywno wyrzuconą w przód. Palce prawej, obnażonej stopy, musiały być silnie rozcapierzone, natomiast lewa stopa wymagała ukrycia - co Mariusz uczynił za pomocą kawałków rozkruszonej płyty chodnikowej. Uszy musiały być napięte, wzniesione w górę jak u szpica, nos zadarty do bólu i rozwarty, broda zmarszczona, lewy policzek wypchany świstaczo, a prawy fanatycznie wessany; lewe oko zmrużone, zaś prawe wybałuszone jak piłka wduszona w oczodół. Do tego wszystkiego trzeba było wydawać z siebie ciche „Eeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee...” – naśladujące ni to skrzypienie, ni to chrobot rozsuwanego sarkofagu.
Wtedy właśnie widziało się Marsjan na ulicach.
Mariusz zobaczył ich tysiące. Lawirowali między nieświadomymi zagrożenia ludźmi pewni swej przewagi, a ich upiorne, wrogie twarze zapowiadały wyroki eksterminacji i zniewolenia.
- Ludzie! – rozkrzyczał się wstrząśnięty Mariusz. – Do broni! Marsjanie tu są!!
Znajdował się w sercu Zabrza; niestety, nikt mu nie uwierzył, wezwano tylko ambulans i na wszelki wypadek oddalono się od Mariusza na bezpieczny dystans.
I tylko Marsjanie demonicznie śmiali mu się w twarz.
Może ludzie nie uwierzyli mu, bo nie byli jeszcze gotowi na taką prawdę.
A może Mariusz powinien był zmienić tę idiotyczną pozycję, nim wszczął alarm.

14 komentarzy:

  1. Pewne pozycje i "stany skupienia" są niebezpieczne...

    OdpowiedzUsuń
  2. Też tak myślę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przy czytaniu bezwiednie próbowałam powtórzyć tę pozycję- Autorze! Nie da się!

    OdpowiedzUsuń
  4. Cholera... który konkretnie element jest niewykonalny?

    OdpowiedzUsuń
  5. A to nas wykiwał ten Mariusz...
    No, ale Marsjanie dali mu prztyczka. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie da się także, bardzo mi przykro, nie patrzeć na to, co się widzi...

    OdpowiedzUsuń
  7. wystarczy zamknąć oczy

    OdpowiedzUsuń
  8. dlatego ja nie trenuje jogi ani żaknych innych wykrzywiasów! kiedyś probowałam i tak mi się zaczeło kręcić w głowie, że jeszcze chwila i napewno bym i ja tych marsjan zobaczyła!!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Moi drodzy, a ten fragment:
    "...lewy policzek wypchany świstaczo, a prawy fanatycznie wessany; lewe oko zmrużone, zaś prawe wybałuszone jak piłka wduszona w oczodół..."
    Nie da się? Ktoś próbował?
    Bo wiecie, może trzeba uczyć się pozycji po kawałku, stadiami...

    OdpowiedzUsuń
  10. Właśnie. Trzeba nie widzieć, patrząc. Zwłaszcza, jeśli chce się być Konfucjuszem Wapiennym, a nie pacjentem podduszonym kaftanem.
    To jest naprawdę trudna pozycja. Może jakaś pratybetańska. Trochę mnie zdenerwował ten Mariusz.

    OdpowiedzUsuń
  11. A... To już wiem, codziennie to robię, na lekcjach.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ojej...
    Tylko Wapienny Konfucjusz ocali rozum, Ewo.

    OdpowiedzUsuń