czwartek, 8 grudnia 2011

Choinkowe szelesty a łopoty

Choinka nam szeleści i łopocze, albowiem coraz więcej historii pisze się pod jej magicznymi gałęziami. Goście Lwów nadesłali już 7 opowiadań i 4 wiersze, co sprawia, że nasza choinka ugięła się nieco w gałęziach. Ale to chyba dobrze, prawda? Ugięte w gałęziach świerki (ponoć niektórzy preferują sosny lub miłorzęby japońskie) świadczą jedynie o tym, że czas świąt to czas szczodrości.
Publikację nadesłanych utworów zaczniemy od przyszłego tygodnia. Naturalnie wciąż można dosyłać kolejne, dopóki Stary Rok twardo broni swych okopanych pozycji.
A skoro o choince mowa, to chciałbym nadmienić, że nie tylko ta lwia szeleści a łopocze nastrojowymi historiami. I tu muszę ujawnić, że jest taka podejrzanie politycznie i geograficznie grupa pisarzy, jak grupa tfórców.
Zastanawiałem się, co to za grupa szemrana z nazwą tak pogańską, wyzywającą. I aby przeprowadzić sprawne przeszpiegi - aby ustalić, że grupa ta nie jest żadnym tajnym sowchozem ni tatarską piątą kolumną - zapisałem się do niej.
To dopiero majstersztyk przeszpiegów!
Zapisałem się i odetchnąłem z ulgą.Tfórcy nie są ani Tatarami, ani sowchoźnikami. Są natomiast bardzo pozytywnie - a teraz bardzo świątecznie - emanującą formacją literacką. Pozbawioną broni i arkanów.
Więc może zostanę na dłużej? Jakoś polubiłem te przeszpiegi.
Moi drodzy. Z charakterem, wyobraźnią i talentami tfórców można się zapoznać.
Teraz i za darmo.
Uroczo-urzekający zbiór świątecznych historii jest do pobrania tutaj:
O, choinka! Czyli jak przetrwać święta
Zachęcam wszystkich serdecznie. Wszak cena jest przystępna. Nie trzeba płacić ni gwineami, ni szyszkami jodłowymi.
Ni gruszowymi nawet.
A co więcej: nastrój świąteczny należy wzmacniać wszelkim dostępnym zabiegiem, by jego moc wspierała nas przez kolejny rok.

Zapraszam na kolejny odłamek Słupników.

Słupnicy odłamek jedenasty

Chciałem upewnić się, że Purchawca ominęły operacje mózgu i w ogóle zadać całe mnóstwo pytań jemu i innym - ale brakowało mi jeszcze sił. Z mozołem dochodziłem do siebie, rozglądając się w oszołomieniu.
Większość głów zdobiły barwne skrzacie czapeczki lub koboldzie kapelusze, uroczyście grały piszczałki. Chwycono mnie pod ramiona - tak słabe, że nawet szop by ich nie chciał - i zaprowadzono na fotel przy klasowym biurku. Klepano mnie życzliwie w łopatki i nie żałowano braw.
Wyssak delikatnie rozwarł mi palce prawej dłoni i odebrał toporek.
- Dziś głowy słupników nie spadną - powiedział z uśmiechem, po czym nie bez uznania przyjrzał się broni.
Broni, której doprawdy niewiele zabrakło do krwawej sławy.
Podczas gdy pani Gwalbertyn zaparzała kawę, dyrektor Opieszalski pospieszył z wyjaśnieniami:
- Zastanawia się pan pewnie, kolego Turbulent, czy uczniowie to także przebierańcy... Otóż i tak, i nie! - zaśmiał się trochę jak hiena, którą zaproszono na pobojowisko. - "Nie" w sensie wieku... A przynajmniej nie aż tak bardzo. Owszem, nie unikamy w celach mistyfikacyjnych pewnych dodatkowych sztucznych zmarszczek, bruzd, zwisających fałdów oraz typowych dla apostołów okazałych, starotestamentowych bród i peruk. Aby efekt został spotęgowany, a konfuzja ofiary wzrosła. Czy wzrosła? - zerknął z ukosa.
- Wzrosła... - wydusiłem z trudem.
Nie tylko wzrosła - ona nie przestawała wzrastać.
- Ha! - zatarł ręce. - Zwrócił kolega uwagę na ubiory słupników? To wszystko miało oszukać pański mózg, który już wcześniej razem z kolegą Wyssakiem staraliśmy się przytłoczyć końską dawką nieszczególnie krzepiących informacji. I udało się! - podskoczył przejęty. - Od razu pomyślał pan, kolego, że ma przed sobą autentycznych więźniów z kilkudziesięcioletnim stażem!... No, ale wracając do słupników...
- Pan pozwoli, panie dyrektorze - wyszczerzyła zęby pani Gwalbertyn, po czym przejęła rolę. - Otóż naszych rebeliantów odgrywają ochoczo i z wdziękiem rodzice nauczycieli i uczniów, należący do naszego teatru szkolnego Spiżowa Serpentyna. I tu mimochodem napomknę, że od niedawna członkiem naszego teatru jest sam Aramis Brzęczydło... Tak, ten słynny aktor, którego oglądamy teraz w serialu Dwie szklanki mąki, jedna szklanka mleka i pół margaryny, a który tak niesprawiedliwie został obrzucony nabiałem po premierze Niezaczętej operacji doktora Glindona, bo przecież film Falujący w złożu pokazał, że stworzony jest do ról amanta-komisarza sowieckiego, no a Detektyw Blok gubi trop...
- Może jednak... - chrząknął dyrektor.
- Ach, przepraszam serdecznie. - Nauczycielka pokryła się pąsem, który zaniepokoiłby służby pożarowe. - Państwo wiedzą, jak Aramis Brzęczydło na mnie działa... Zatem ci zacni starsi ludzie wcielają się w role słupników od czterech lat, odkąd to nasz niezastąpiony górnik pomysłów, dyrektor Opieszalski, zaproponował i przy pełnej, rzekłabym: owacyjnej akceptacji, wprowadził tę unikalną w światowej edukacji tradycję! Którą będziemy kontynuować, dopóki mury szkoły nie runą. À propos zawalenia - mrugnęła okiem - to także żart. Jak wszystko.
W mój umysł wlewało się coraz więcej przytomności, co miało wpływ na jego sprawność.
- Więc to wszystko... To były... otrzęsiny? - wybełkotałem, wywracając oczami jak piłkami golfowymi. - A Arakorn?!
- Nigdy nie istniał, oczywiście. Podobnie, jak cała reszta buntowników.
Zdecydowanie zbyt wiele tych emocji wyzwolono we mnie w ciągu ostatniej godziny. Miałem poważny kłopot, by odzyskać kontrolę nad własną głową, która zaczęła naśladować wahadło. Dopiero przy wytężonym wysiłku zdołałem zredukować tę zawstydzającą oznakę słabości do nieznacznych drgnięć
- Dyrektor nie chciał rezygnować z bezpośredniego udziału w farsie - ciągnęła polonistka - że to tak określę, bo był jej ojcem. Oczywiście został Arakornem, lecz wkrótce okazało się, że zbyt łatwo można go zdemaskować. Nawet, jeśli okleił się zarostem większym od krzaka agrestu. Rozpoznał go niejaki Filifion, młody, obiecujący biolog ze Szczenińca. Niestety, został zwolniony po tym, gdy udowodniono mu kradzież sreber ze stołówki...
- Sreber?...
- Dbamy o renomę placówki, kolego - w głosie pani Gwalbertyn zabrzmiała duma. - Sztućce Gerlacha, talerze z Chociebuża...
- Z Chodzieży - poprawił Opieszalski łagodnie.
- Oj, przepraszam, naturalnie, że z Chodzieży. Poza tym meble ze Swarzędza, odwożenie młodszych dzieci melexami... No, prestiż, kolega rozumie. Ten Filifion podkradał sztućce, więc dostał wymówienie. Ale szefa naszego rozpoznał. Dlatego zastąpił go wspaniały, niepowtarzalny człowiek. Profesor Ciociosan.
- I to był strzał w dziesiątkę! - przyznał dyrektor. - Nasz genialny profesor nie grał Arakorna, on nim b y ł. Przyzna pan, kolego Turbulent, że jego przemowy były przekonujące.
- Przyznaję - mruknąłem.
- Choć incydent na korytarzu mógł wszystko zepsuć! - roześmiał się Wyssak. - Widziałem, że nabrał pan podejrzeń. To kolega Purchawiec zwiózł na dół strój Arakorna, nie uprzedzając naszego filozofa. A my wędrowaliśmy po szkole jak po Długim Targu w Gdańsku, aby zdążył on przygotować się do roli. Rzecz jasna, wiedzie tu jeszcze jedna droga - szyb windy towarowej. Jest tam, z tyłu; specjalnie rozłożone mapy historyczne skutecznie ją maskują.
Pani Gwalbertyn odłożyła słuchawkę czerwonego telefonu.
- Zaraz zjedzie tort z kuchni - uśmiechnęła się. - A śliwowica i szampan są ukryte tutaj.
Staruszkowie zaklaskali z entuzjazmem. Kilku wzniosło radosne okrzyki, a jeden, mistyfikacyjny Strzępek, nieudolnie fiknął kozła, cudem tylko nie łamiąc sobie kręgosłupa. Koledzy wyśmiali go życzliwie. Najwyraźniej dobrali się już do śliwowicy.
- Profesor właśnie windą zjechał do podziemi - wyjaśnił Wyssak. - Ma wprawę w dostosowywaniu ciała do formy skrzyni, bo kiedyś wysłał się do Sajgonu w kartonie po serze Tylżyckim. Zjechał windą, dzięki czemu zdążył się przebrać. A swoją drogą... - przyjrzał mi się z zastanowieniem - był pan niesamowity, kolego Turbulent. Do tej pory nikt raczej tak się swoją rolą nie przejął, jak pan właśnie. No, może koleżanka Ścierpło od geografii. Naturalnie mieliśmy wtedy buntowników geograficznych. Ganges - stolica Kanady. Kordyliery - strój narodowy Ślązaków, Francja - choroba krów... i tak dalej.
- Ja też, tak jak pan, chciałam czym prędzej powiadomić policję - pochwaliła się nauczycielka o uroczych oczach i długich jasnych włosach.
Z kolei tak samo urocze, jak długie, zdawały się być jej nogi. A jeśli to zauważyłem, to najwyraźniej z przytomnością rozumu było już dużo lepiej.
Przyglądałem się jej z brwią uniesioną nad nabierającym przenikliwości okiem, gdy tymczasem Wyssak kontynuował:
- Większość nowo przyjętych nawet nie uwierzyła w tę historię. Jeden z nich, natychmiast po "wtajemniczeniu", okrzyczał mnie i dyrektora, trochę jak taki Führer na wiedeńskim placu, po czym biegiem opuścił szkołę.
Opieszalski wybuchnął śmiechem, którego nie powstydziłby się koń Przewalskiego.
- Ale nie było z panem łatwo! - zawołał. - "Kamień zanurzony w Drwęcy"... "Sfinks"... "Kokon energii"... Ledwo nad sobą panowałem. Z dużym trudem!
Wokół rozległy się nieskrępowane chichoty, które natychmiast odwróciły moje oko od szczupłej figury jasnowłosej nauczycielki i skierowały je wgłąb ośmieszonego jestestwa.
- Pan naprawdę zasłużył na miano słonia pancernego - dodał rozbawiony Wyssak. - Pan jest idealistą, kolego!
- Wiwat! - krzyknął Strzępek, który odrywał sobie brodę, ale który nie próbował już wywinąć kozła.
- Co za kompromitacja - wydusiłem zawstydzony.
[cdn]

16 komentarzy:

  1. Jeśli opowiastki w komputerze wyczytuję do ostatniej literki to znaczy, że godne, zacne i śmieszne:)
    Najlepsze ten serial: Dwie szklanki mąki, jedna szklanka mleka i pół margaryny. Musze obejrzeć :D:D :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Leci chyba w czwartki na TVN Psycho. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Łeee, u mnie nie łapie tego programu. Choćbym godzinamy stała na dachu w poszukiwaniu fal, to i tak na nic się zdadzą moje wysiłki. Niet i koniec :D ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, ja chyba z kolei tylko ten odbieram. ;)
    Aha - słupnicy przekazują podziękowanie za pochwałę. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie lubię TVN, podobnie jak Polsat'u. Nudy, komercja i tylko od czasu do czasu jakiś film, na którym zawieszam oko. Ale mam nadzieję, że po raz n-ty obejrzę w Święta Kevina, co to został sam w domu. Tradycja taka. A jak nie będzie w TV, to mam go na dysku - he, he... ;)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Słupnicy odłamek 11.. chyba byłabym nie w temacie bez czytania poprzednich 10... Czekam zatem na jakiś niezależny od innych fragment literacki, który z wielką chęcią przeczytam :D Może skuszę się na "Choinkę.." ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. "Choinkę" na pewno warto. Klimat x-masowy z każdym dniem się nasila, a jedna choinka więcej nie zaszkodzi. Zwłaszcza, że z TEJ nie posypią się igły. ;)
    Ale na dniach startujemy z bombardowaniem utworami świątecznymi Gości, zaglądaj więc do nas! No i moja świąteczna historia także jest przewidywana. ;)

    AiR: to zabawne, co piszesz o "Kevinie...". :) Sam uwielbiam ten film (niesamowicie pozytywny) i też nie ma dla mnie świąt bez tego. :))
    Na dysku nie mam, pozostaje liczyć na to, że TV zaserwuje obie części, plus jeszcze jedną moją "tradycję" - "Witaj, święty Mikołaju" Z królem komedii, Chevy Chase'm. ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam dla Was złą wiadomość, Kevina puszczali w mikołajki więc istnieje duże prawdopodobieństwo, że już nie puszczą. Ale wiara czyni cuda ,więc...:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj już mi się uszy zatrzęsły na samą myśl o "Choince" :) Gorąca herbata w kubeczku, opowiadania na pulpicie, a żeby spotęgować przyjemność z głośniczków popłynie RMF ŚWIĘTA :D
    Dziękuję za odkrycie i pozdrawiam!
    Justine

    OdpowiedzUsuń
  10. No, w takim zestawie, to już niczego nie potrzeba dla nastroju! Super! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja to ja: wciąż pozostaje szansa na "Kevina w Nowym Jorku". :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Dobrze podejrzewam, że jadący z odsieczą synkowie nie wnikając w szczegóły spuszczą łomot belfrom?

    OdpowiedzUsuń
  13. Lwie - jeżeli idzie o mnie, to bardzo lubię "Dzień bałwana" - kapitalna komedia też z Ch.Ch. - polecam!!! :))) A "Kevin..." zawsze poleci na którymś kanale... :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Zapomniałam, że Kevin nie tylko sam w domu był, ale też sam w Nowym Jorku wylądował:). Więc szansa istnieje :)

    OdpowiedzUsuń
  15. AiR: znam, znam, jest to znakomita komedia, zresztą jedna z niewielu dobrych z okresu 1990-2010. Królewską epoką Chevy'ego są zdecydowanie lata 80-te; przebój za przebojem. Można brać w ciemno! :)
    Ja to ja: jest szansa, jest nadzieja. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Do komentatora powyżej: w tym momencie, z przyczyn strategiczno-sztabowych, mogę tylko rzec:
    - Hmmm...
    ;)

    OdpowiedzUsuń